Czy kolejne tarcze rządowe zaspokajają minimalne potrzeby przedsiębiorców? Zdania są podzielone. Nie tylko na linii „dofinansowujący- dofinansowani”. Wśród tych drugich bowiem dokonano także podziału, na tych których dotknął całkowity lockdown i tych, którzy są z niego wykluczeni.
Coraz więcej małych i średnich przedsiębiorstw buntuje się przeciwko temu i grozi buntem wobec pandemicznych rygorów. Wskazując, że są irracjonalne.
Dlaczego bowiem umożliwia się prowadzenie firmy zatrudniającej dwieście osób, w systemie zmianowym, w której pracownicy nie mają możliwości zachowania dystansu wobec siebie, a po pracy biorą prysznice w zakładowych łazienkach, zabraniając równocześnie wznowienia działalności klubów fitness czy basenów, które podczas pierwszej pandemicznej fali zostały zobligowane do wprowadzenia sanitarnych reżimów i obostrzeń? Poza tym aktywność fizyczna, jak podawał Narodowy Fundusz Zdrowia, zwiększa odporność, w tym na koronawirusa.
Skąd przekonanie, że wirus zaczaił się w restauracjach, a nie w supermarketach?
Nie było go przed świętami (i za chwilę znów nie będzie, bo tu planuje się złagodzenie) w centrach handlowych, ale panoszy się w hotelach i na stokach.
Przedsiębiorcy coraz głośniej wytykają niesprawiedliwości. Nie wszyscy z nich otrzymali wsparcie. Większość zbyt małe, by móc się utrzymać. Ci ,którym się to udaje, nie ukrywają, że wzrost płacy minimalnej, partycypowanie w PPK oraz wszechobecne podwyżki powodują, że zbliżają się do granicy. Nie da się blokować gospodarki w nieskończoność, zwłaszcza gdy chroni się ją podziurawionymi tarczami.